niedziela, 7 lipca 2019

Rozdział 39 - Jestem, nie odpuszczam

Dobry, słoneczka. Przepraszam, że znikam tak na cztery dni, bez śladu życia, ale jestem, trwam. Niestety miałam zupełnie nieoczekiwane urwanie głowy przez ten tydzień... Nie będę wchodzić w szczegóły. Z dietą się pilnowałam, tylko wczoraj przekroczyłam limit.. Wszystko znajdziecie w zakładce 31dni... tam też niedzielne ważenie i pomiary. Zeszło mi 0,8 kilograma. Trochę słabo, czuję, że się nie przyłożyłam - szczególnie do ćwiczeń. Jednak szczerze mówiąc usprawiedliwiam się nietypowymi okolicznościami jakie przez ten tydzień znosiłam. Następny będzie z pompą! Bez przerw na blogu, dam z siebie wszystko. Mam nadzieję, że też dacie czadu laski :*

wtorek, 2 lipca 2019

Rozdział 38 - Bilans

Hej Koteczki, dziś tylko bilans, nie mam siły się rozpisywać. Przyznaję tylko, że poleciałam z pieczywem... No trudno, jutro się poprawię ;) Dobrej nocki wam życzę :*

Bilans:
6.00: kawa z mlekiem (50)
16.00: bułka, 2 kromki chleba, ser, sałata, pomidor, masło (500)
19.00: młoda kapusta z pieczarkami i cebulą (150)
Suma: 700 kalorii

poniedziałek, 1 lipca 2019

Rozdział 37 - Blog pomaga

Gdyby nie to, że muszę wstawić tu bilans, na 100% obżarłabym się dziś słodyczami. W pracy naszła mnie tak potworna ochota na lody... W mojej głowie automatycznie odpalił się plan by wracając do domu kupić coś pysznego i nieadekwatnie do mojego wyglądu wysoko kalorycznego. A później pomyślałam sobie jak mam tu o tym napisać, że dzień po powrocie odpuściłam - o nie! Nie po to znowu tu jestem. Napchałam się więc po korek zieleniną z mojej działeczki i jakoś się udało nie spieprzyć pierwszego dnia. Analogicznie było z ćwiczeniami, po przerwie naprawdę musiałam się do nich zmusić, jednak "nie chce mi się" nie wchodzi w grę. Teraz tylko powtórzyć to x30 dni i będzie cudnie. Małymi kroczkami w stronę słońca. ;) Do jutra kruszyny :*

Bilans:
16.00: sałata z pomidorem, oliwkami, sezamem (250)
17.00: fasolka szparagowa (150)
Suma: 400 kalorii


niedziela, 30 czerwca 2019

Rozdział 36 - Odbijam się od dna i wypływam na powierzchnię

Dzień dobry moje piękne!
Jestem. Wróciłam. "Niedługo" okazało się trwać 3 miesiące... Przynoszę dobre wieści. Moja mama jest najsilniejszą babką jaką znam - wszystko jak na razie układa się dobrze. 🙏 Cała ta sytuacja ustawiła mnie do pionu, przypomniała co w życiu naprawdę się liczy. Odzyskałam siły mentalne na tyle, by wrócić do odchudzania. Jeśli chodzi o obecną sytuację - nie ma tragedii. Dziś rano waga pokazała 61,3 kg. To o 3 kilko więcej niż ważyłam na koniec marca, ale to moja waga "naturalna", punk wyjścia gdy nie jestem na redukcji. Cieszę się, że to co zrobiłam w marcu nie poszło całkiem na marne, że nie wróciłam do 65 kilo. Planuję by lipiec stał się powtórką marca czyli 31 dni bez zawalenia. Mam fajną motywację bo wybieram się na Pol'and'Rock (1-3 sierpnia). I powiem wam, że chcę wyglądać naprawdę dobrze. ;) Bardzo się za wami stęskniłam kochane, aż zżera mnie ciekawość jak sobie radzicie. Przez czas nieobecności nie zaglądałam na wasze blogi. Nie wiem czy ktoś mnie jeszcze pamięta i wciąż tu zagląda, mam nadzieję że tak. Jeśli nie ma was na mojej liście czytanych, zostawcie link w komentarzu, na pewno odwiedzę. Od teraz znowu widzimy się codziennie - oczywiście o ile będzie to możliwe. A więc do jutra słoneczka. 😚

sobota, 6 kwietnia 2019

Rozdział 35 - Pozdrawiam z samego dna.

Zawaliłam kochane. Na całej linii. Poleciałam po bandzie przez te wszystkie dni gdy mnie nie było. Wróciła stara znajoma bulimia. Dziś rano waga pokazała równe 61 kilo. Klasyka gatunku. Wiecie co jest najgorsze? Że nawet mnie to nie obchodzi. Okazuje się, że są gorsze zmartwienia niż to, że jestem grubą świnią... Moja motywacja spadła do poziomu -1. To co się stało, to chyba rodzaj odreagowania, bo z dnia na dzień spadł na mnie ogromny ciężar. A niestety mam tak, że stresy zajadam. Nie chcę się tłumaczyć, usprawiedliwiać czy wzbudzać litości. Chcę to z siebie wyrzucić, choć tu pewnie nie powinnam...
Mojej mamie ponownie zdiagnozowali raka. Już kiedyś miała wycinanego guza, teraz pojawił się na kolejnym narządzie... Powinnam być teraz dla niej podporą, opiekunem, przewodnikiem, tymczasem nie potrafię nawet zorganizować jej wizyty u specjalisty... Czuję się jak dziecko. Czuję jak wyparowuje ze mnie energia. Przy niej staram się być silna, staram się ogarniać wszystko i myśleć za wszystkich, ale to nie jest proste. Nie chcę wyobrażać sobie jak będzie wyglądać przyszłość. Zabawne, jak z dnia na dzień potrafią zmienić się priorytety, jak życie weryfikuje nasze plany... Jeszcze tydzień temu szukałam kawalerek do wynajęcia bo zamierzałam w tym roku wreszcie w pełni się usamodzielnić. Dziś wiem, że to nie wchodzi w grę. Będę musiała być przy mamie, leczenie będzie kosztowne, więc trzeba maksymalnie ciąć koszty a takie mieszkanie w pojedynkę to kolosalny wydatek. Poza tym muszę jak najszybciej zmienić auto na coś co jeździ, bo mój obecny samochód wciąż się psuje i nie nadaje się na długie dystanse - a te, z pewnością nas czekają... Muszę nabrać sił. Muszę ochłonąć. Poukładać to sobie w głowie. No i chyba najwyższy czas tak naprawdę dorosnąć... Przepraszam, że piszę tu o takiej prywacie, ale teraz mi lżej. Nie mam komu się wyżalić tak otwarcie... Mam nadzieję, że niedługo wrócę... Trzymajcie się.

wtorek, 2 kwietnia 2019

Rozdział 34 - Gdy odzywa się kobieca chęć rywalizacji

Po raz enty stwierdzam, że daleko mi do normalności. Gdy jestem w pracy czekam aż koleżanka z za biurka wyciągnie kanapkę, czekam tylko po to, by poczuć chorą satysfakcję, że ona je kolejny posiłek a ja nie przełknęłam jeszcze nic. Liczę w myślach ile już zjadła kalorii, ile ma cukru we krwi, ile musiałaby biegać żeby to spalić... Jednocześnie cieszę się, że mój bilans wciąż jeszcze się nie otworzył. Naprawdę moje współpracowniczki bardzo mnie motywują. To takie chodzące anty wzory. Typowe baby z biura, które wciąż coś podżerają. Nawet nie macie pojęcia jakie dania można przygotować w czasie przerwy, w kuchni wyposażonej jedynie w mikrofalę. Ich inwencja i brak skrupułów nie znają granic. A że potem cały dzień śmierdzi w banku gołąbkami, gulaszem, śledziami czy tam parówkami - kto by się przejmował. Po pracy rzekomo biegają, jeżdżą na rowerach, pozakładały sobie nawet grupowo endomondo żeby się dopingować. A ja siedzę sobie spokojnie, ze słuchawkami w uszach i sama ze sobą przybijam piątkę. Jak pytały mnie czy nie chciałabym do nich dołączyć to tylko stwierdziłam, że pewnie padłabym krzyżem po przebiegnięciu kilometra, sport to nie dla mnie, nie lubię się pocić.. 😜 Gdzie się nauczyłam tak kłamać? Naprawdę nie mogę się powstrzymać i z chęcią dam im pstryczka w nos pokazując jak się chudnie. Z przytupem. Nie mówiąc o tym ani słowa. Niepostrzeżenie.
Wczoraj napchałam się do limitu, do tego nie ćwiczyłam. Dziś statystyka wyrównana, malutki bilans + trening 1,4h. Jutro powinnam dostać okres. 😩 Niech już przyjdzie i niech się skończy, chcę znowu zacząć chudnąć a w czasie miesiączki mogę co najwyżej nie tyć...

Bilans 01.04.19
7.00 kawa z mlekiem (50)
15.30 makaron orkiszowy z żółtym serem (350)
18.00 suszone figi i migdały (200)
Suma: 600 kalorii

Bilans 02.04.19
15.30 pół kromki chleba żytniego ze szpinakiem i oscypkiem (200)
Suma: 200 kalorii

niedziela, 31 marca 2019

Rozdział 33 - Podsumowanie marca + kwietniowe plany

Wczoraj mój blog (tak jak i kilka waszych) ponownie został usunięty. Całe szczęście, że coś mnie podkusiło aby zrobić kopię zapasową więc w sumie nic nie straciłam. Teraz będę ją robić CODZIENNIE! Swoją drogą, czuję się jakbym żyła za komuny... Jest coś takiego jak wolność słowa czy nie? Czy ja tu kogoś obrażam, ranię, nawołuję do nienawiści albo samobójstwa? To pamiętnik do jasnej cholery! Publiczny ale jednak pamiętnik. Gdybym zmagała się z depresją i pisała o tym jak mi źle i ciężko, blog również zostałby usunięty bo oddziałuje na innych negatywnie? Widać ktoś tu ma ostry ból dupy o realia życia, bo nie zawsze jest normalnie i różowo... Przy tym proszę, żebyście zostawiły w komentarzach linki do swoich blogów. Moja lista niestety się nie zachowała. :(
Dość o tym. Podsumowanie marca prezentuje się następująco:

  • schudłam z 63,5 do 58,3 czyli -5,2 kg (a od startu bloga równe 7 kg)
  • wymiary: biust -6cm / ramię -2cm / talia -6cm / brzuch -6cm / biodra -6cm / udo -3cm
  • wszystkie 31 dni zaliczone (poniżej 800 kalorii)
  • wszystkie 4 tygodnie zaliczone pod względem ćwiczeń (tylko 8 dni bez aktywności)
  • tygodniowe spożycie kalorii:
    1 tydzień 4460 kcal / 2 tydzień 2600 kcal / 3 tydzień 1850 kcal / 4 tydzień 2720 kcal
Ogólnie rzecz ujmując jestem z siebie absolutnie dumna. Myślę, że nie mogło być lepiej. Jeśli interesują was szczegóły to wszystko jest w "marcowym wyzwaniu". Dodałam też kolejną zakładkę "kwiecień 55". 55 bo to mój pierwszy podstawowy cel - ważyć 55 kilo i zamierzam osiągnąć to w nadchodzącym miesiącu. Wiem że się uda, to absolutnie realne i racjonalne. Wystarcz że zrzucę 3,3 kilo. Zrobię to z palcem w... nosie. Zaostrzam trochę zasady. Limit kalorii na dzień to 600, na tydzień - 3000. W dalszym ciągu treningi minimum 4x w tygodniu ale mają trwać co najmniej godzinę. Już nie mogę się doczekać 30 kwietnia żeby ocenić wyniki... Życzę wam wszystkim kochane najlepszego kwietnia ever. 😘


Bilans:
10.00 sałata (150) 3 wafle ryżowe (100)
18.00 sałata (150) ziemniak (50)
19.00 truskawki z jogurtem naturalnym, miodem, czekoladą (200)
Suma: 650 kalorii

sobota, 30 marca 2019

Rozdział 32 - Sinusoida

To koniec etapu ekstazy. Na chwilę obecną nie mogę na siebie patrzeć. Na całym ciele widzę tłuszcz. Wyłączne zwały tłuszczu. Kilka dni temu pisałam coś o płaskim brzuchu. Musiałam być naćpana. Chce mi się płakać gdy pomyślę, ile jeszcze muszę znieść by wyglądać jak człowiek... Nie chcę się jutro ważyć. Po prostu nie chcę, choć muszę, bo przecież to podsumowanie miesiąca. Czuję, że zatrzymała mi się woda w organizmie. Jestem cała opuchnięta, to pewnie przez zbliżający się okres, stąd też załamanie nastroju... Przegrane, że wypada to akurat na koniec marca, kiedy mam się zmierzyć, zważyć i określić miesięczne efekty "diety". Wiem, że juto będę załamana przez to co zobaczę i nie pomogą nawet dwie godziny dzisiejszych ćwiczeń ani fakt, że nic nie zjadłam. Mam dość. Oczywiście nie odpuszczam, ale mam dość tu i teraz, za tydzień, po okresie znowu będę unosić się nad ziemią. Czasem nienawidzę być kobietą. 


.Bilans 29.03.19
10.00 rosół wegański (150)
21.00 garstka mieszanki studenckiej (200)
Suma: 350 kalorii

Bilans 30.03.19
14.00 kawa z mlekiem (50)
18.00 piwo jasne (250)
Suma: 300 kalorii

czwartek, 28 marca 2019

Rozdział 31 - Nie byłam dziś grzeczna

Cały dzień chodziłam z mega ssaniem i potworną chęcią na wszelakie żarcie. Choć kalorycznie i ilościowo nie zaszalałam, to czuję się jakbym miała napad. Jedzenie o 21 i jeszcze ta czekolada... Nie pamiętam kiedy ostatnio jadłam słodycze... To cud, że nie wchłonęłam całej tabliczki. Cud. Do tego sytuację pogarsza fakt, że dziś nie ćwiczyłam. Co gorsze jutro prawdopodobnie też nie będę, bo zostaję w pracy do późna i wrócę padnięta... Nie jest dobrze. Ale będzie lepiej. Była zbrodnia - będzie kara.

Bilans 27.03.19
15.30 zupa brokułowa (150) surówka (150)
Suma: 300 kalorii

Bilans 28.03.19
15.30 makaron orkiszowy z pesto (200)
21.00 maca z twarogiem i miodem (150)
+ 2 paski czekolady z orzechami (200)
Suma: 550 kalorii

wtorek, 26 marca 2019

Rozdział 30 - Zapamiętać ten schemat, wykonać, zapętlić.

Jeden skromny posiłek. Ma być lekki i zdrowy. Wszystko nałożone na talerz. Z garnków i słoików się nie je. Żadnego podjadania. Jedzenie pod kontrolą. Przeżuwam powoli, bez pośpiechu, z celebracją. Kończę wciąż głodna, z niedosytem. Ta porcja to przydział na cały dzień. Widzę ile tego jest. Bilans będzie uczciwy. Czuję się z tym dobrze. Bez wyrzutów i bólu żołądka. Głód jest lepszy od przejedzenia. Jutro podziękuje sobie za to, że dzisiaj byłam silna.

Bilans 25.03.19
16.00 marchew gotowana na gęsto (150) twaróg z jajkiem i szczypiorkiem (150)
18.00 dwie kromki chleba z ziarnami (120)
Suma: 420 kalorii

Bilans 26.03.19
15.30 zupa brokułowa (150)
Suma: 150 kalorii

niedziela, 24 marca 2019

Rozdział 29 - Super moce

Czuję się nierealnie, nierzeczywiście. Nie wiem co się dzieje. Zyskałam jakieś super moce? A może raczej moc zmiany swojego życia? Bo zmieniam się, namacalnie, w każdej płaszczyźnie. Jestem szczęśliwsza, pełna energii. Z dnia na dzień otwieram się na ludzi. Zaczepiam obce osoby i sama nawiązuję kontakt. Robię rzeczy, których nigdy nie robiłam i o które bym siebie nie podejrzewała. Nie obchodzi mnie już co pomyślą ludzie, robię to, na co mam ochotę, jestem naładowana pewnością siebie od stóp po czubek głowy. Przekraczam własne granice, wychodzę ze strefy komfortu. A przede wszystkim chudnę. Dziś pozwoliłam sobie na więcej kalorii ale chyba jeden taki dzień w tygodniu nie zaszkodzi, myślę, że może wręcz uchronić przed napadem. (Nie)stety, w ostatnim czasie popłynęłam lekko z alkoholem, nie wliczałam go do bilansów bo nawet nie jestem wstanie określić ile czego wypiłam. Koncerty jak zawsze udane. Kilkakrotnie pytałyście na jakie koncerty jeżdżę. Najczęściej metalowe i rockowe chociaż słucham różnej muzyki z klasyczną włącznie. Na moim ciele niezliczona ilość siniaków, boli mnie wszystko, ale przynajmniej czuję że żyję. 😈 Niedzielne pomiary i ważenie... Nawet nie wiem jak to podsumować. Przez tydzień spadło 2,6 kg. Jeśli ciekawią was wymiary to są w "marcowym wyzwaniu". Jest idealnie. O to właśnie chodziło. Wiecie co, naprawdę uwierzyłam, że dam radę osiągnąć cel. 55 a później 50 kilo. Tym razem się uda. Wiem to. Wszystko jest wyłącznie kwestią czasu.


Bilans 22.03.19
16.30 sałata (100) ryż (100)
Suma: 200 kalorii

Bilans 23.03.19
15.00 kapusta kiszona (10) guacamole (100) maca (40)
Suma: 150 kalorii

Bilans 24.03.19
12.00 daktyle (50) kawa z mlekiem (50) dżem truskawkowy (50)
17.00 ryż (150) buraczki (30) ogórek konserwowy (20)
 tortilla pełnoziarnista z suszonymi pomidorami (250)
Suma: 600 kalorii

czwartek, 21 marca 2019

Rozdział 28 - Wiosenny wiatr dobrych zmian

Wszystko jakoś tak podejrzanie dobrze się układa... Przede mną fajny weekend, jutro i w sobotę kolejne koncerty. To świetna motywacja żeby wyglądać dobrze. Do tego na horyzoncie pojawiła się możliwość zmiany auta na lepsze. Jeszcze nie wiem czy coś z tego wyjdzie ale cieszę się na samą myśl. No i wreszcie, stało się - wiosna! Pierwsze co mam w głowie gdy słyszę to słowo, to piosenka Organka i tekst - "nasze ciała są chudsze a w nich jest więcej nas"... A jakże, śpiewam to sobie wesoło i z przekonaniem. Tanecznym krokiem wchodzę w pierwszy oficjalny wiosenny weekend (choć to jeszcze czwartek). 😜 Trzymajcie się chudo kochane.

Bilans:
15.30 marchewka ze szpinakiem(50) kasza orkiszowa (100)
Suma: 150 kalorii

środa, 20 marca 2019

Rozdział 27 - Patrzę w lustro i się uśmiecham

Jestem na etapie, gdy brzuch mi pęka po wypiciu kilku łyków wody. Po obiedzie umieram. Ale rano -  rano jest cudownie. Kupiłam dziś jeansy. Niby prozaiczna rzecz, a jednak to kolejny powód do uśmiechu, bo wreszcie podobam się sobie gdy patrzę w lustrzane odbicie. Mój tyłek chyba wrócił do formy. Może ćwiczenia nie poszły w las... No i nie mogę się nadziwić tym jak płaski jest mój brzuch. Czuję żebra i kości biodrowe... Jestem szczęśliwa. Tak po prostu.

Bilans:
15.30 kasza orkiszowa (100) pieczarki (50) marchew ze szpinakiem (50) surówka (50)
Suma: 250 kalorii

wtorek, 19 marca 2019

Rozdział 26 - Śpiąca królewna

Co ja tam wczoraj mówiłam o tej niespożytej energii? Dziś zasnęłam na dywanie, podczas rozciągania... A jeszcze wcześniej nażarłam się zupy i też padłam - na fotelu. Teraz dla odmiany ewakuuję się do łóżka. Ale ogólnie wszystko gra. ;) Także bra noc kochane.

Bilans:
15.30 zupa brokułowa (200)
17.30 zupa brokułowa (200)
Suma: 400 kalorii

poniedziałek, 18 marca 2019

Rozdział 25 - Gdy dzieją się cuda

To co się dzieje, jest niewiarygodne. Nie mogłam się powstrzymać i przed chwilą stanęłam na wagę. Czułam, że znowu poleciało w dół i oto jest: 59,6 kg (-1,7). W ciągu dnia schudłam tyle, co przez cały ubiegły tydzień. Pomyślałam, że o tym napiszę bo będę mieć motywację, żeby w niedzielę wciąż była piątka z przodu. Mam wrażenie, że poruszam się kilka centymetrów nad ziemią. Wreszcie mieszczę się we wszystkie ubrania. Rano nie muszę już przebierać ciuchów w poszukiwaniu tych wystarczająco luźnych - wkładam cokolwiek i jest okey. Nie wiem skąd biorę siły... W pracy jestem trochę śnięta, ale gdy wracam do domu czekam na trening, a gdy już ćwiczę, nie mogę się zmęczyć... Robię wszystkie ćwiczenia z pełną parą, ale mam wrażenie jakbym leciała na autopilocie, jakbym na czas treningu była podłączona do prądu. Ćwiczę godzinę i nawet nie mam zadyszki. Zdumiewające.. Mój wielki brzuch zniknął, teraz jest płaski! Czuję, że żyję i bardzo mi dobrze. A tak poza wszystkim, przeczytałam wczoraj moje posty od samego początku. Gdy zaczynałam miesiąc temu, piałam o tym, że chcę jeść 1000 - 1200 kalorii, że na razie skupię się na zdrowej diecie, a później może pomyślę o ćwiczeniach. Dziś robię pół-głodówki i godzinne, rzetelne treningi... Wiem, że to mało racjonalne. Zastanawiam się ile taki stan może potrwać.. Ale wiecie co? Mam wrażenie, właściwie to wierzę, że teraz mi się uda. Nie biorę i nie chcę brać innej opcji pod uwagę. 

Bilans: 
15.30 sałatka grecka (100)
Suma: 100 kalorii

niedziela, 17 marca 2019

Rozdział 24 - Pierwsze zadowalające efekty

Cieszę się jak głupia. Mam kapitalny nastrój. Wszystko dzięki mojej wyroczni. Waga pokazała dziś 61,3 (-1,8). Obwody też poszły w dół. Wreszcie coś, co w miarę zadowala. Nadal jest mnie o dużo za dużo, ale to moja "norma". Taką wagę utrzymywałam od gimnazjum. Zawsze gdy udało mi się schudnąć, po jakimś czasie wracałam do 61 kg. Żeby zejść do tej wątpliwej normy, od przeklętych 65,3 kilogramów potrzebowałam równo miesiąca. Nigdy więcej. Nigdy więcej nie chcę przez to przechodzić. Nigdy. Wprawdzie idzie mi całkiem sprawnie, jednak nie będę czarować - to duży wysiłek. Tak naprawdę powinnam powiedzieć, że dopiero teraz zaczynam odchudzanie, bo jestem w punkcie wyjścia, w mojej naturalnej wadze.
Właśnie sobie uświadomiłam, że odkąd założyłam bloga nie zawaliłam ani jednego dnia. Ani jednego dnia powyżej 1000 kalorii. Żadnych słodyczy. Żadnego napadu. Od miesiąca. Jestem z siebie dumna. Jestem zmotywowana. A kiedy chce mi się jeść i czuję głód, cieszę się.. Powtarzam wtedy w myślach jak mantrę - właśnie chudnę. Chyba pomaga.

Bilans 16.03.19
15.00 4 pierogi z kapustą (250)
Suma: 250 kalorii

Bilans 17.03.19
12.00 sałatka grecka (250)
18.00 kawa z mlekiem (50)
Suma: 300 kalorii

piątek, 15 marca 2019

Rozdział 23 - Faza cyborga

Kochane, jutro na 90% nic nie napiszę bo będę mieć gości na noc (przyjeżdża mój "ideał"). Dziś po pracy sprzątałam do wieczora, później zrobiłam godzinny trening, teraz pod prysznic i do wyrka. Jest dobrze. Bardzo dobrze. Wkroczyłam w fazę cyborga. Nie jem, nie piję a ćwiczę i żyję. Chcę tak już zawsze. Życzę wam maleństwa cudownego weekendu a sobie nie zwariowania :*

Bilans:
15.30 kilka łyżek guacamole i pasty jajecznej  (200?)
Suma: około 200 kalorii

czwartek, 14 marca 2019

Rozdział 22 - Jest cudnie

Wczoraj miałam spontaniczny wyjazd na koncert. Było obłędnie. Dawno się tak nie odpaliłam. Właśnie tego mi trzeba było. Wróciła pewność siebie i chęć do życia. Zrobiłam się na bóstwo, nie prowadziłam - więc mogłam trochę wypić, wyszalałam się pod sceną... Naprawdę bardzo przyjemny wypad, pod wieloma względami. ;) Oczywiście o ćwiczeniach nie było mowy, ale to co wytańczyłam chyba przekracza liczbę kalorii spalonych podczas standardowych ćwiczeń. :) Co do diety, wskoczyłam w świetny tryb, jem praktycznie raz dziennie i bardzo mi to odpowiada. Dziś niestety treningu nie będzie bo za chwilę wychodzę i wrócę późno. Ale na pewno odbiję to w piątek! 

Bilans 13.03.19
16.00 ryż brązowy z pieczarkami (200)
po 21.00 piwo (250) whisky (100)
Suma: 550 kalorii

Bilans 14.03.19
15.30 ryż brązowy z pieczarkami, marchewka z groszkiem, sałata (350)
Suma: 350 kalorii

wtorek, 12 marca 2019

Rozdział 21 - Wiosenny szał smukłych ciał

Wiosna to niezwykły okres. Zwiastun sezonu bikini przyprawia panie o zawrót głowy. Każda ma coś, co chciałaby poprawić, tylko czasu tak mało... zabawne. W pracy dziewczyny zaczynają grupowo biegać. Buły poszły w odstawkę, teraz każda przychodzi z pojemnikiem, w zależności od chwilowego trendu w środku kasza lub sałatka. Jedna z koleżanek zapisała się na siłownię. Po pierwszym razie przyszła podjarana opowiadając jak diametralnie zmieni się jej życie. W końcu ma teraz trenera personalnego... zapału i finansów starczyło na dwie wizyty. Nie mogę już słuchać o dietetycznych przepisach przekazywanych między jednym kęsem ciasta a drugim. Po co robić wokół odchudzania taką szopkę? Jestem zdania, że dążyć do celu należy w ciszy, niech szum robią efekty ;)

Bilans:
13.00 jabłko (70)
15.30 zupa jarzynowa z soczewicą (200) sałatka grecka (150) brokuł (30)
Suma: 450 kalorii

poniedziałek, 11 marca 2019

Rozdział 20 - W nawykach siła

Znowu wpadłam w dobry tryb ćwiczeń. Tak bardzo się cieszę bo widzę jak podskoczyła mi kondycja. Ostatni raz ćwiczyłam tak regularnie... nie pamiętam kiedy. Może dwa lata temu? Teraz nie mogę się doczekać treningu. Cudownie jest porządnie się zmęczyć. Dziś króciutko, naprawdę padam na twarz. Do jutra :*

Bilans:
7.00 kawa z mlekiem (50) daktyle (50)
14.30 jabłko (70)
16.30 tortilla razowa (150) guacamole (50) sałata grecka (100) brokuł (30)
Suma: 500 kalorii

niedziela, 10 marca 2019

Rozdział 19 - Cierpliwą bądź

Wciąż uczę się cierpliwości. Moje ciało niezwykle mi w tym pomaga. Nic nie dzieje się tak szybko jakbym sobie tego życzyła. Staję rano na wagę, pełna optymizmu, wiary i nadziei a tu 63.1 kg. Przypomnę, tydzień temu było 63,5 kg. -0,4 w tydzień. Imponujące. Obwody? Wszystko stoi. Cudownie. Jestem kwiatem lotosu. Jestem jak spokojna woda. W ogóle się kurna nie zdenerwowałam. A gdyby ktoś pytał jak utrzymać wagę / nie chudnąć, to polecam wzmożoną aktywność fizyczną i jeść poniżej 1000 kalorii. U mnie działa perfekcyjnie. No już, dobrze, już się nie użalam. Jest przecież dobrze. Za tydzień będzie lepiej. Nie chce mi się jeść, mam ochotę ćwiczyć, właściwie nie czuję że jestem na "diecie". Jest dobrze. Kto powiedział, że będzie lekko? Siła rośnie tam gdzie są przeszkody... Bądźmy silne. Trzymajmy się chudo. Dobrego tygodnia :*

Bilans:
8.00 daktyle (100)
11.00 szklanka kefiru z malinami (150)
12.30 kromka chleba z pieczarkami (100)
15.30 ziemniak, pieczarki, buraczki (150)
2x kawa z mlekiem (100)
Suma: 600 kalorii

sobota, 9 marca 2019

Rozdział 18 - Dzień dobry!

Tak, to był dobry dzień. Wreszcie mogę to powiedzieć z czystym sumieniem. Humor mi wrócił. Zdecydowanie. Rano pojechałam do ośrodka dla schorowanych, samotnych osób. Odwiedzam tam regularnie kilka sympatycznych pań, pomagam im tak jak potrafię (często po prostu rozmawiamy), a one pomagają mi, bo czuję się lepiej gdy wiem, że mogłam sprawić, że czyjś dzień stał się choć odrobinę weselszy... Później wybrałam się na małe zakupy. Kupiłam kilka ubrań na lato w nadziei, że gdy już schudnę będę wyglądać w nich fantastycznie. (Czy to mądre? Nieważne! Kogo to obchodzi?!) Wróciłam do domciu i zrobiłam sobie pyyyszną sałatę. Polecam sos na bazie miodu, musztardy, dobrego oleju, cytryny i sosu sojowego (+ przyprawy oczywiście). Cokolwiek polejecie tą miksturą będzie smakować tak, że można płakać ze szczęścia. Ja do sałaty wrzuciłam dziś oliwki, suszone pomidory, paprykę, sezam i orzeszki ziemne. Polecam. Serio. No dobra, jak już zjadłam i otrzeźwiałam ze wzruszenia tym, jak dobre to było, weszłam na bloga i zobaczyłam, że został odblokowany! No więc wzruszeniom nie było jednak końca... W tym radosnym uniesieniu dosięgnęło mnie natchnienie. Złotym strumieniem prosto z nieba spłynęła na mnie wena i zabrałam się za rzeźbienie. Uwielbiam w wolnych chwilach dłubać sobie w glinie. To niesamowicie wdzięczne i przyjemne zajęcie. Powołałam więc do życia kolejną postać. Popiersie pani o orientalnej urodzie. Jestem zadowolona z efektu końcowego. Siedziałam nad tym pięć godzin ale chyba było warto. Tak cudowny dzień uwieńczyłam dobrym treningiem. Po pół godzinnych interwałach moją koszulkę mogłabym chyba wyrżnąć. Jeśli nie macie pomysłu na trening, gorąco zachęcam właśnie do tego, który zrobiłam dzisiaj, jest mocny a jednak mega przyjemny i ponoć można spalić 600 kalorii... Link macie w "Marcowym wyzwaniu". Co do dzisiejszej diety, nie jadłam posiłków (oprócz tej sałaty) tylko cały dzień podjadałam :( nie lubię tak... Tak więc miałam mały problem z podliczeniem bilansu, ale chyba mi się udało. Jutro ważenie. I mierzenie. Bojam sie... Trzymajcie się kochane. 😘

Bilans:
kawa z mlekiem (50)
garść daktyli (130)
kasza orkiszowa (100)
2 kostki gorzkiej czekolady (70)
sałata (150?)
Suma: 500 kalorii

!!!

Kochane, moje odwołanie co do zablokowania bloga rozpatrzono pomyślnie i znowu mam do niego dostęp! Tak więc tego usuwam i wracam na stare śmieci : https://kreacjazycia.blogspot.com/. Przepraszam was za to zamieszanie... Dziś wieczorem dodam właściwy post na starego bloga. 😘

piątek, 8 marca 2019

Rozdział 2 - Bez treści, bez tytułu

Wiecie co, odechciało mi się tu pisać... Po co mam się wysilać skoro jutro ktoś może mi to wszystko usunąć... Wrzucam więc tylko bilans i życzę udanego weekendu. 

Bilans:
7.00 daktyle (50)
13.00 jabłko (80)
16.00 1/2 szklanki barszczu czerwonego, kasza orkiszowa, bułka razowa z guacamole (400)
Suma: 530 kalorii

środa, 6 marca 2019

Rozdział 1 - Znowu! O ironio...

Nie mam słów, które opisałyby moją wściekłość. Mój blog został usunięty. Ciekawa jestem tylko jakie treści zaważyły o tej decyzji... Bloga tworzę na nowo w jego pierwotnej formie. Wybaczcie nie mam sił żeby cokolwiek tu dziś pisać, naprawdę mi szkoda tych prawie 20 postów i danych które tu zapisałam a już ich nie pamiętam... Po prostu mi przykro.

wtorek, 5 marca 2019

Rozdział 17 - Dojście do prawdziwych źródeł problemu

Dlaczego do tej pory nie udało mi się schudnąć do wymarzonej wagi? Czy brakuje mi silnej woli? Przez 10 dni żyłam na samej wodzie, potrafię całkiem zrezygnować z cukru, od dwóch lat nie jem mięsa, więc nie wiem czy powinnam zarzucić sobie brak silnej woli... Może mam słaby charakter? Każdy kto mnie zna twierdzi, że jest wprost przeciwnie. No to pewnie chodzi o słomiany zapał, brak konsekwencji i determinacji. Otóż są dziedziny życia, w których potrafię być bardzo zdyscyplinowana. Wiec gdzie leży problem? Mam dwie hipotezy. 1) Kiedy myślę o sobie ważącej około 50 kilogramów, widzę osobę pełną życia, towarzyską, wiecznie szczęśliwą, przebojową. Podświadomie boję się, że gdy schudnę zniknie mój "ogranicznik", nie będę już miała wymówki dla społecznego wycofania. Teraz, gdy rezygnuję z różnych rzeczy, tłumaczę sobie, że to przez to jak wyglądam i jak się z tym czuję. Zbędne kilogramy - mówiąc w skrócie - są pratekstem do pozostania w bezpiecznej strefie komfortu. Hipoteza nr 2). Sabotuję starania o szczupłą sylwetkę negatywnym wizerunkiem wewnętrznym. Nie podobam się sobie. Nie widzę w sobie nic pięknego. Wierzę, że myśli kształtują rzeczywistość. Jeśli wciąż myślę o tym jak źle wyglądam, jak mam nagle wyglądać dobrze? Ciało jest manifestem stanu umysłu. Zamiast zaakceptować obecny stan i dążyć do celów, marnuję energię na ukrywanie przed światem swojego negatywnego wewnętrznego wizerunku. W ten sposób nigdy nie ruszę dalej. Sądzę, że moja obecna figura jest wypadkową tych dwóch czynników. Muszę wyrobić nowe schematy myślowe.
✩To umysł wpływa na ciało, nie ciało na umysł.
✩To, że schudnę nie oznacza, że stanę się zupełnie innym człowiekiem.
✩Nie schudnę, jeśli nie zmieni się mój sposób myślenia.
✩Bardziej niż na na korygowaniu wad skupię się na rozwijaniu mocnych stron.
✩Pozbędę się przekonań na swój temat, które mnie ograniczają
✩Zacznę kontrolować emocje. Zdarzenia są neutralne, definiują je jako dobre lub złe nasze reakcje.
✩Będę traktować siebie z miłością i szacunkiem. (bez powtarzania przed lustrem "jesteś piękna"😜)

Bilans:
10.00 pomarańcza (100)
12.30 jabłko (80)
15.30 pomidorówka z makaronem, bułeczka orkiszowa z serem pleśniowym i papryką (500)
Suma: 680 kalorii

ja zamierzam być w pozostałych 10%.

poniedziałek, 4 marca 2019

Rozdział 16 - Tymczasem w czeluściach duszy mojej...

Muszę się ogarnąć. Wpadłam w jakiś cholerny dół. Jedna chora sytuacja i jestem wybita z równowagi. Sztylety słów beztrosko puszczane w eter. Z zabarwieniem pseudo humorystycznym. A później cisza, silnie nieznośna. Zapalnik dla mojego smętnego transu. Już nawet nie silę się na sztuczne uśmiechy. Mam ochotę zasnąć na kilka dni i obudzić się gdy już mi przejdzie, bo w takim stanie tylko siebie niszczę. Mogłabym wybić teraz połowę populacji z moimi domownikami na czele. Jeśli macie kogoś do unicestwienia, zostawcie namiar w komentarzu. Jedyna korzyść jest taka, że frustracje efektywnie przemieniam na pot podczas ćwiczeń. Przepraszam, że wylewam tu negatywne emocje. Darujcie, niech będzie to moje katharsis... Następnym razem post wypadnie bardziej optymistycznie. Przyrzekam. A na razie egzystuję, egzystuję, egzystuję.. w tej farsie zwanej życiem, z czasowo włączonym czarno-białym filtrem...

Bilans:
10.00 jabłko (80)
12.00 pomarańcza (100)
16.00 dwie bułeczki orkiszowe z serem pleśniowym, cheddar i ogórkiem (500)
Suma: 680 kalorii

niedziela, 3 marca 2019

Rozdział 15 - Niedzielne pomiary

Ojoj... było ważenie, było mierzenie, było rozczarowanie. Ważę 63,5 kilo czyli o całe 100 gramów mniej niż cztery dni temu. Nie ma co, idę jak burza! Od początku bloga (16.02.2019) ubyło mnie prawie dwa kilo. Dietetycy zaklaskaliby w dłonie, kilo na tydzień - wzorcowo! Szkoda, że nie tego oczekuję... Z drugiej strony, uczę się nie oczekiwać, a w zamian robić swoje i być cierpliwą - postawa przynosząca najmniej frustracji. Co do obwodów... porównałam je z tymi z przed dwóch lat, prawie wszędzie o 2 cm więcej... Powiedzcie dlaczego przytyć kilogram można z dnia na dzień i to w bardzo przyjemnych okolicznościach, a ze zrzuceniem go wiąże się jakaś cholerna walka? To największa niesprawiedliwość świata (no dobra, wiadomo, że nie największa..). Niemniej jednak waga i wymiary choć niezadowalające, jeszcze bardziej mnie zmotywowały by dalej iść po swoje. Cieszę się bo nauczyłam mój organizm, że wieczorem nie jemy, przyzwyczaiłam się do mniejszych porcji, nie mam już ciągłego apetytu. Te 800 kalorii chyba mi służy. Może nie ma spektakularnych efektów, ale prędzej czy później przyjdą. Przypominam, że moje postępy - jeśli was one interesują oczywiście, możecie podglądać z zakładce "projekt marzec". Obyśmy wszystkie były zadowolona z nadchodzącego tygodnia 😘

Bilans:
9.00 kasza gryczana, sałata, gotowana marchew z zacierką z jajka i kaszy manny (250)
11.00 gotowana marchew z zacierką, mały placek ziemniaczany, maca z serem (250)
16.30 tortilla z sałatą, placek ziemniaczany, orzechy nerkowca (300)
Suma: 800 kalorii