sobota, 29 sierpnia 2020

Rozdział 59 - Powrót na ziemię

Witam moje drogie! Wracam po wczasach wypoczęta, szczęśliwa, pełna wrażeń no i oczywiście z niedosytem i żalem że to już koniec. Wyjazd "hotelowy" jak najbardziej udany. Sam pensjonat niesamowicie klimatyczny, miejsce z historią i duszą. Zobaczyłam przepiękne widoki, miałam dużo ruchu, masa pieszych wycieczek po rezerwatach, pyszne i lekkie wege jedzonko. Na myśl, że w poniedziałek czeka mnie powrót do pracy... robi mi się słabo. Ale w końcu nic nie może wiecznie trwać. Cieszę się z dobrze wykorzystanego czasu i mam nadzieję, że choć trochę podładowałam bateryjki. Wróciłam w czwartek wieczorem a w piątek wybrałam się nad morze (były olbrzymie fale, więc sporo frajdy) a później na konie. Po jeździe moje uda wyglądają dramatycznie. Cała wewnętrzna strona zbita jak śliwka. No i dowiedziałam się o istnieniu pewnych mięśni, których nigdy wcześniej nie czułam. Generalnie strasznie wkręciłam się w tą jazdę konną i moje myśli krążą tylko wokół tego tematu. Na razie lekcje mam ustawione na jeden raz w tygodniu, sama jazda trwa godzinę z hakiem a w stadninie jestem w sumie około dwóch godzin. Świetne jest to, że ten sport bardzo motywuje mnie do chudnięcia. Im lżejszym się jest tym łatwiej, wygodniej (i lepiej dla konia 😜). 
Jeśli chodzi o dietę - jestem bardzo grzeczna. Na wadze dalej piątka z przodu, więc jest dobrze. Dokładne dane i wymiary podam jutro. 
Tymczasem lecę sprawdzić co u Was, mam tygodniowe zaległości! Do jutra kochane.



piątek, 21 sierpnia 2020

Rozdział 58 - Urlopowy błogostan

Hej kochane, nie pisałam długo a to chyba dobry objaw kiedy jest się na urlopie. Po prostu nie mam kiedy dodawać wpisów, prawie w ogóle nie spędzam czasu przed laptopem (mimo wszystko z waszymi blogami jestem na bieżąco). Dziś zmobilizowałam się żeby dać znak życia, bo jutro wyjeżdżam i zajrzę tu pewnie dopiero za tydzień. Czas leci mi świetnie, stwierdziłam, że jestem stworzona do życia na wolnym. :) Slow life ale taki aktywny i kreatywny, podbity kapitalnym humorem. No i pogoda dopisuje a to nie zawsze jest takie oczywiste. Wypad nad morze - zaliczony (choć w nieco innej formie niż planowałam, bez nocowania na plaży), konie - zaliczone (coś czuję, że wyjdzie z tego dłuższy romans), rower - uzależniłam się od niego, jeżdżę praktycznie codziennie po 30 kilometrów, dieta - trzymam się! Wprawdzie nie liczę kalorii, nie zapisuję bilansów ale daję radę. Dziś na wadze 59.8. Czyli od niedzieli zeszło pół kilo. Podaję to do publicznej wiadomości, bo chcę mieć motywację żeby po wyjeździe nic nie przybyło. Ta piątka z przodu dużo dla mnie znaczy. To moja magiczna granica i zawsze gdy ją przekraczam, wiem, że jestem na dobrej drodze, że się staram. 
Podsumowując pierwsze pięć dni urlopu uważam za bardzo udane, oby druga połowa minęła równie przyjemnie. Uciekam, muszę dobrze (i szybko) wyspać się przed jutrzejszą podróżą. Buziaki trzymajcie się chudziutko! 😘

niedziela, 16 sierpnia 2020

Rozdział 57 - Czas na wakacje!

Moja nieobecność blogowa spowodowana była całkowitym brakiem weny do pisania oraz lenistwem w zakresie spisywania i podliczania bilansów. Jednak w miarę się pilnowałam, efektem czego jest spodek wagi do 60,3 - minus 1 kg i parę centymetrów mniej tu i ówdzie, wszystko w zakładce "aktualne wymiary i waga". Nie jadłam regularnych posiłków, głównie podjadałam - tyle w zakresie mojej sumienności i dyscypliny. NIEWAŻNE! Bo wiecie co? Zaczynam urlop!!! Do 31.08 mam wooolne. Boże, jak bardzo jest mi to potrzebne.. Cieszę się jak dziecko, tym bardziej, że ten czas zapowiada się całkiem przyjemnie. Mam już zaplanowany prawie tygodniowy wyjazd, taki na bogato, to w sumie mój pierwszy urlop w tym stylu. Zawsze byłam zwolenniczką surwiwalu a nie luksusów, więc będzie odmiana. Ale szaleństwa też nie zabraknie. Tak wkręciłam się w rowerowe wycieczki, że planuję samotny trip po pasie nadmorskim z noclegiem na plaży pod namiotem. Wstępnie start obstawiam na ten wtorek. Oprócz tego przypadkowo odkryłam stadninę koni jakieś 15 km ode mnie. Więc do głowy wpadł mi pomysł żeby wykupić sobie chociaż kilka lekcji. Parę razy jeździłam konno, nawet mam związane z tym niezłe przeżycia, ale na pewno nie jeżdżę dobrze, chciałabym się podszkolić, kto wie może odkryję swoją kolejną pasję? Także nudzić się nie zamierzam, pomysłów i mniejszych spraw do ogarnięcia mam tak dużo, że te dwa tygodnie to pewnie będzie za mało na realizację wszystkiego. 
W kwestii diety.. nic sobie nie postanawiam. Moja dieta żyje własnym życiem. Czuję, że mam nad nią coraz mniejszą kontrolę. Niezmiennie cel jest jeden - chudnąć. Trochę przykrzy mi się zamieszczanie bilansów i liczenie kalorii. Może będę to robić dalej, może nie.. Nie wiem, nic nie obiecuję. Nie chcę, żeby blogowanie było dla mnie ciężarem, to ma być pomoc. 
Jak zwykle kochane, życzę wszystkim powodzonka na nadchodzący tydzień. Trzymajcie się dzielnie!

aktywność z tego tygodnia:
11.08 - 10 km na rowerze
12.08 - 20 km na rowerze
13.08 - 20 km na rowerze
15.08 - 35 km na rowerze



poniedziałek, 10 sierpnia 2020

Rozdział 56 - Co w sobie lubisz?

Tak łatwo wyliczać to, co chciałybyśmy w sobie poprawić a gdy trzeba wymienić swoje atuty - robi się ciężko i niezręcznie. Przynajmniej u mnie tak jest. A na pewno było. Jeszcze dwa lata temu nie potrafiłabym wymienić choćby jednej rzeczy, która mi się w sobie podobała. Dziś na szczęście jestem bardziej świadoma. Nie akceptuje swojego ciała w pełni, jednak jestem na dobrej drodze, żeby patrzeć na nie z miłością. Myślę, że moim największym fartem są proporcje. Mam figurę w typie klepsydry, dzięki ci Panie za wcięcie w talii. Uwielbiam swoje piersi - nie są ani za duże ani za małe, szczupłe kostki i łydki. Małe stopy, blond loki sięgające łopatek.. Ostatnio zaczęłam nawet łaskawie patrzeć na szerokie biodra, w końcu to atrybut kobiecości i z dwojga złego chyba lepsze szerokie niż ich brak. Doceniam moje równe, białe ząbki i fakt, że nie musiałam przechodzić przez piekło aparatów ortodontycznych jak część moich koleżanek. Tak więc jak się dobrze zastanowić każda znajdzie coś, co może w sobie pokochać. Na co dzień niestety skupiamy się raczej na swoich kompleksach. Dlatego mam dla was wyzwanie! Jeśli macie ochotę napiszcie w komentarzu co wy w sobie lubicie. 😍 Come on my ladies!

Bilans:
6.00 - 2 wafle ryżowe z masłem orzechowym (200 kcal)
16.00 - kotleciki z cukinii, mizeria (300 kcal)
19.00 - to co na śniadanie (200 kcal)
+ 2x biała kawa (100 kcal), 1 czarna, 1,5 l wody, zioła
Suma: 800 kalorii


niedziela, 9 sierpnia 2020

Rozdział 55 - Błędy przeszłości kontra nawyki dla lepszej przyszłości

Dziś niedziela - czyli oficjalne ważenie. 61,3 dokładnie tyle co tydzień temu. Biorąc pod uwagę, że wczoraj dostałam okres i jestem strasznie spuchnięta, nie jest najgorzej. Za wczorajszy i dzisiejszy dzień nie zamieszczam bilansu, nie zawaliłam ale dużo podjadałam i po prostu nie chce mi się tego wszystkiego zliczać. Co do wymiarów w sumie stoją w miejscu. Never mind. 
Powoli oswajam się z myślą o odbudowaniu mojego zrujnowanego metabolizmu. Ponoć przywrócenie go do sprawność sprzed głodówek jest nie możliwe. Takie tam niewinne konsekwencje na całe życie, w stylu tych gwiazdek pisanych na umowach małym druczkiem. Wiecie kiedy zaczęła się moja podróż w jedną stronę? Mając 9 lat byłam przez dwa miesiące na diecie 1000 kalorii - z zalecenia lekarza rodzinnego. To nie żart. Później w wieku kilkunastu lat wkręciłam się w głodówki trwające nawet do 10 dni. I tak konsekwentnie każdego roku przynajmniej dwa razy sobie głoduję a w pozostałym czasie jem około 1000 kalorii z przerwami na napady. No więc moje spalanie przypomina raczej ledwo tlący się knot niż ognisko. Brawo ja! Podejrzewam, że gdyby nastała globalna klęska głodu umarłabym jako ostatnia (czyli są jednak jakieś plusy). 
W kwestii odbudowania metabolizmu ważne jest częste jedzenie małych posiłków - dokładna odwrotność tego jak jem zazwyczaj. Kalorycznie nie zjadam dużo ale objętościowo już tak. Po obiedzie zawsze czuję się koszmarnie. Myślę, że pierwszym dobrym krokiem ku zmianie na lepsze byłoby popracowanie nad ilością posiłków i porcji. 
Cel na ten tydzień: jeść chociaż trzy - cztery posiłki dziennie. Mogę jeść wszystko na co mam ochotę, ale nakładam to na talerz, nie ma dokładek i podjadania. 
Życzę powodzenie sobie i wam, niech w tym tygodniu każda z nas osiągnie jakiś sukces. 😚🙏

piątek, 7 sierpnia 2020

Rozdział 54 - W którym miejscu złamać krąg?

Zasady, reguły, postanowienia, zakazy, ograniczenia... Stop. W tym poście miałam zjechać siebie od góry na dół, bo moja dieta warzywno/owocowa poszła się paść, do tego jadłam wieczorami, jadłam chleb, jadłam objętościowo za dużo. Miałam się tu publicznie zbesztać - ale tego nie zrobię. Jutro powinnam dostać okres i mam taką ochotę na słodkie, że prawie wbijam zęby w ścianę. A jednak się powstrzymałam i poprzestałam na chlebie z miodem/ dżemem. Wiecie co? W myśl mojej nowej zasady: troska zamiast nienawiści postanowiłam być wobec siebie wyrozumiała. Chcę mieć zasady żywieniowe, chcę stawiać sobie różne wyzwania i tak dalej, ale to wszystko nie może być bezwzględne i zero jedynkowe. Chyba grunt to słuchać swojego organizmu (oczywiście bez przesady, mój np cały czas dopomina się lodów😉). W każdym razie chcę powiedzieć, że próbuję sobie TROCHĘ odpuścić. Prawie całe życie albo głoduję albo się obżeram. Strasznie chciałabym się wyrwać z tego przeklętego kręgu. Za każdym razem sobie obiecuję, że to się stanie gdy osiągnę (na głodowych bilansach) wagę około 55 kilo, że wtedy zacznę powoli jeść coraz więcej a jednocześnie będę dużo ćwiczyć żeby rozruszać metabolizm... Szczerze? To byłoby idealne gdyby nie fakt, że jest niemożliwe. To czysta biologia. Kiedy wygłodzony organizm poczuje jedzenie to tak jak drapieżnik, który posmakował krwi, włącza się instynkt - dosłownie. Przynajmniej u mnie to coś nie do opanowania. W skrócie: dobrze jak jest dobrze ale w końcu siła woli spada i cały wysiłek idzie na marne. Wiem, że świetnie to znacie. Mądry człowiek powinien uczyć się na błędach, a ja wciąż popełniam te same. W kółko i w kółko, idę na pamięć, znanym, wydeptanym szlakiem. Czuje się trochę bezradna bo gdy tylko zaczynam jeść odrobinę więcej - tyję. Nawet jeśli mieszczę się w granicach 1000 kalorii. To chore. Waga spada tylko wtedy gdy się głodzę. Całe życie walka. Tylko skąd brać siły na poskromienie natury i podstawowych życiowych potrzeb? Nie mam pomysłu jak to wszystko rozwiązać. Czuję się okropnie we własnym ciele, wiem że to nie jest to, na co mnie stać. Ale czasem nie mam już sił żeby stale wszystkiego sobie odmawiać. Nie wiem co zrobię jutro. Wiem tylko, że nie mogę zawalić i pójść w spożywcze tango. Nie chciałam żeby notka wyszła smutno, co zrobić nieraz myśli zrywają się z łańcucha i słowa płyną same. Cóż.. jutro wstanie nowy dzień, wolny od błędów. I znowu obudzę się z nadzieją, że może dziś wszystko magicznie się ułoży. . .
 
Bilans 05.08:
6.00 kotleciki z cukinii (250 kcal)
16.00 zapiekanka z cukinii (250 kcal)
20:00 kotleciki z cukinii, pomidorki koktajlowe (250 kcal)
+ 2x czarna kawa, zioła, 1,5l wody
Suma: 750 kalorii

Bilans 06.08:
6.00 zapiekanka z cukinii (250 kcal)
16.00 zapiekany kabaczek z ryżem, buraczki, ogórek kiszony (250)
18.30 2 kromki chleba, masło, dżem (300)
+ 2 czarne kawy, 1 biała (50 kcal), 1,5l wody
Suma: 850 kalorii

Bilans 07.08:
6.00 dwie kromki chleba o niskim IG + masło, miód, maliny (400)
16.00 zupa z cukinii, ogórek kiszony (100)
20.00 wafle ryżowe (250 kcal)
+ 2 czarne kawy, 1 biała (50), 1,5l wody
Suma: 800 kalorii

wtorek, 4 sierpnia 2020

Rozdział 53 - Bliźniak

Hej Kociaki! :) Dzień zupełnie przeciętny ale minął sympatycznie, w dobrym nastroju. Cieszę się bo puki co trzymam dietę i znowu zmobilizowałam się żeby wyjść na rower. I pyk - 30 kilometrów zrobione. Miłe zakończenie dnia, można się odstresować, zmęczyć, dotlenić i pomyśleć.
Taka mnie właśnie naszła rozkmina: ile sprzeczności jest w stanie pomieścić w sobie jeden człowiek. W tej kwestii wciąż nie przestaję siebie zadziwiać. Wydaje mi się, że moja osobowość jest dużo więcej niż podwójna. Mam kilka wcieleń (może masek) i w zależności od otoczenia zmieniam je jak rękawiczki. Mimo to nigdy nie udaję, zawsze jestem sobą. Mam sporo cech, które pozornie się wykluczają a jednak obie dobrze mnie opisują. Na przykład jestem: empatyczna i obojętna, wyrozumiała i pamiętliwa, wrażliwa i gruboskórna, wytrzymała i niekonsekwentna, wycofana i zbyt pewna siebie, refleksyjna i twardo stąpająca po ziemi, i tak dalej i tak dalej... Generalnie mam sporą samoświadomość ale chwilami nie wiem jaka tak naprawdę jestem i która z tych przeciwstawnych stron dominuje. A może nie ma czym się martwić i traktować to jako pewien rodzaj elastyczności?Czy też coś takiego odczuwacie, może to całkiem normalne... Dajcie znać ;)

Bilans:
6.00 pół awokado (100 kcal)
16.00 zupa warzywna, buraczek, maliny (250 kcal)
+ 2 czarne kawy, 1,5l wody, zioła
Suma: 350 kalorii

poniedziałek, 3 sierpnia 2020

Rozdział 52 - Troska zamiast nienawiści

No witam piękne panie! Co za paskudny dzień.. Chyba biometr niekorzystny. W pracy mega sennie, do tego ledwo wysiedziałam na tyłku po wczorajszym rowerze. Ale nie poddaję się. Mam w planie włączyć te przejażdżki w plan treningowy. Tak właśnie, nie przewidziałyście się - plan treningowy. Otóż dojrzałam do powrotu do aktywności fizycznej. Zmotywowała mnie moja kuzynka (panna idealna o której pisałam w Rozdziale 14). Właśnie obejrzałam sobie nasze wspólne zdjęcia z rodzinnego wyjazdu sprzed tygodnia. Zdjęcia, gdzie obie jesteśmy w bikini. Ona ma sześciopak na brzuch a ja warstwę tłuszczu. To boli. Ale obie na to zapracowałyśmy. Ja cały dzień siedzę, ona ma pracę w ruchu a po niej robi jeszcze trening.
Powiem wam, że w końcu chcę się o siebie zatroszczyć a nie tylko schudnąć. Chcę wykluczyć cukier bo mam w rodzinie wysokie ryzyko cukrzycy i wiem, że cały mój organizm się odwdzięczy jeśli nie będę go truła. Poza tym mam zamiar bardziej pilnować picia. Od dziś będę to notować w bilansie. 1,5 litra czystej wody to absolutne minimum. Do tego wracam do parzenia ziół. Skrzyp, pokrzywa, krwawnik, jaśmin, piołun, mięta, rumianek itp. Zbieram je, suszę, robię mieszankę i... odstawiam na półkę, ciągle zapominam żeby je pić a wiem, że to genialny sposób na detoks i zastrzyk antyoksydantów, minerałów i witamin.
Tak więc:

  • ruch
  • jak najmniej cukru (również tego ukrytego np w chlebie)
  • dużo wody
  • zioła

Myślę, że na dobry początek wystarczy. Każdy z tych punktów wspomaga odchudzanie ale i piękno, dobrą kondycję ciała a w konsekwencji ducha. Czuję, że zamiast walczyć z ciałem czas o nie czule zadbać.

Bilans:
6.00 - pół szklanki zielonego koktajlu (sałata, nać pietruszki, seler naciowy) 30 kcal
16.30 ziemniak, buraczki, ogórki, potrawka z cukinii 170 kcal
+ pomidorki koktajlowe 30 kcal, 1,5l wody, 2 czarne kawy, zioła
Suma: 230 kalorii

niedziela, 2 sierpnia 2020

Rozdział 51 - Zmień swoje życie w poniedziałek!

Och.. moje drogie. Sporo się wydarzyło od ostatniej notki. W skrócie: zaliczyłam wypad nad jezioro i do lasu, prawie otworzyłam własną restaurację (już miałam wstępną rozmowę o kredyt, nawet nie pytajcie), domówka z PolandRock (czytaj zerżnięcie się w trupa i w piątek do pracy na giga kacu), w sobotę ogarnęłam mieszkanie i ogród na błysk, a dziś wreszcie wyciągnęłam rower i zrobiłam sobie spontaniczną 30-sto kilometrową wycieczkę. Takie tam... Wiecie jak to jest.
Co do diety, nie jest dobrze. Po poniedziałkowo-wtorkowym napadzie wciąż zostało 61,3 kilo. Przez cały tydzień nie liczyłam kalorii i jadłam co chciałam. Złych informacji ciąg dalszy: trochę mam wygilane na obecną wagę. Żartuję, wiadomo, że nigdy nie mam. Po prostu motywacja leży i mówi, że w tej pozycji jej wygodnie. 
A wiecie co jest najgorsze? Że w sierpień nie weszłam na pełnej.. Dla mnie każdy miesiąc to nowa szansa. (Serio?) Ale pocieszam się tym, że jutro jest pierwszy poniedziałek nowego miesiąca! Czy to nie cudowna okazja, żeby od JUTRA zmienić swoje życie! Sorry dziewczynki, jestem troszkę na cukrowym haju i tak mnie z lekka ponosi.. ;) No w każdym razie na nadchodzący tydzień zaplanowałam sobie dietę warzywno-owocową. Czyli jak sama nazwa wskazuje będę jeść tylko... warzywa i owoce! Z tej okazji zjadam wszystko co mam pysznego w domu, żeby nie kusiło. 😈 (stąd ten haj) No błagam, niech pierwsza rzuci kamień ta, która nigdy nie odchrzaniła takiej maniany. Także nowy tydzień - nowa ja! Wiadomo. 
I na koniec, niedzielne ogłoszenie parafialne: Laureatem nagrody anty-motywator lipca 2020 zostaje - JA. Werdykt komisji w składzie: JA - jednogłośny ;)