Jestem na etapie, gdy brzuch mi pęka po wypiciu kilku łyków wody. Po obiedzie umieram. Ale rano - rano jest cudownie. Kupiłam dziś jeansy. Niby prozaiczna rzecz, a jednak to kolejny powód do uśmiechu, bo wreszcie podobam się sobie gdy patrzę w lustrzane odbicie. Mój tyłek chyba wrócił do formy. Może ćwiczenia nie poszły w las... No i nie mogę się nadziwić tym jak płaski jest mój brzuch. Czuję żebra i kości biodrowe... Jestem szczęśliwa. Tak po prostu.
Bilans:
15.30 kasza orkiszowa (100) pieczarki (50) marchew ze szpinakiem (50) surówka (50)
Suma: 250 kalorii
Fajnie. Zazdroszczę. Też tak będę czuć. Już niedługo...
OdpowiedzUsuńNajlepsza motywacja, gdy przymierzasz jakąś rzecz i podobasz się sobie :)
OdpowiedzUsuńPiękny bilans! Powodzenia!
To takie miłe i niezywkle motywujące czytać takie rzeczy :) cieszę się Twoim szczęściem, przychodzą wyśnione efekty, hormony szczęścia buzują! Ech, spodnie... mi zostało jeszcze 5-7 kilo i kupuje kila par, przyrzekam, bo na razie chodzę na zmianę w dwóch, bo boje się iść na zakupy i kupować nowe, bo o ile bluzki i reszta ok, kupowanie spodni i moje grube nogi to dla mnie trauma!
OdpowiedzUsuńZazdroszczę i ciesz się go jest czym!!
Oby tak dalej, nie wolno spoczywać na laurach❤️