W piątek miałam propozycję dwu dniowego wyjazdu, na dwa genialne koncerty mojej ukochanej rockowej kapeli. Z dzikim before i after melanżem + spanie w hotelu, kto obracał się w tych klimatach, ten wie o czym mowa. Odmówiłam. Wiecie dlaczego? Bo ważę 65 kilo (najwięcej w życiu) i czuję się z tym paskudnie, bo nie chcę żeby ktokolwiek mnie taką widział, bo wszystkie fajnie ubrania w mojej szafie są za ciasne, bo grubasy nie żyją naprawdę. Tkwią w wiecznym jutrze. Od jutra zaczynam dietę, jak schudnę to będę żyć, kochać i bawić się na całego. A dziś jeszcze zjem to ostatnie ciasteczko albo dwa(dzieścia). Jak smutno, że to jutro nigdy nie nadchodzi. O tym myślałam pisząc wczoraj, że przegrywam życie. Nigdy nie będę młodsza, to powinien być mój najlepszy czas a prawda jest taka, że nie żyję. Roję w umyśle jakieś złudne wizje, że kiedyś piękna, szczupła i wysportowana stanę się królową życia, choć jeszcze nie dziś. Zobaczcie jakie to wygodne. Zaszywam się w sobie, gdyby nie praca, nie wychodziłabym nawet z domu. Siadam przed laptopem i zatapiam się w fikcji. Z tyłu głowy mam gotowy plan - do wdrożenia kiedyś tam, w każdym razie nie dziś. Bo dziś mam swój cheat… life. Przeszłość i przyszłość to złudzenie, przecież są w teraźniejszości, która jest wszystkim co istnieje. Więc od dziś decyduje się ŻYĆ! ♠
Dodałam do linków, mam nadzieję, że spełnisz swoje cele i będziesz szczęśliwa! Powodzenia
OdpowiedzUsuń