Gorzka, świeżo zmielona kawa o poranku.
Wytrawne wino w piątkowy wieczór.Świerzy smak wody z cytryną, lodem i miętą po ćwiczeniach.
Ostrość imbiru.
Korzenny posmak herbaty z cynamonem i goździkiem gdy wracam zmarznięta do domu.
Słodycz jabłek pieczonych z miodem jesienią.
Słodko-kwaśne czarne porzeczki zrywane w pełni lata.
Subtelny smak awokado rozsmarowanego na grzance.
Orientalny smak trawy cytrynowej, kurkumy, kardamonu i kolendry.
Lecz najcudowniejszym ze wszystkich jest smak chudnięcia. Satysfakcja jest wtedy słodsza niż najsłodszy miód. Natomiast gorycz przegranej nie tylko ciężko przełknąć, odnoszę wrażenie, że jest ona wręcz trująca... Życzę zatem wam i sobie by tego ostatniego smaku próbować jak najmniej, a już na pewno by nie okazał się on smakiem życia. . .
Waga: 63,6 (+/-0)
Bilans:
11.00 małe jabłko (70)
13.00 soczewica z groszkiem i marchewką (300)
16.00 ryż biały ze szpinakiem, jajkiem, żółtym serem, masłem (300)
11.00 małe jabłko (70)
13.00 soczewica z groszkiem i marchewką (300)
16.00 ryż biały ze szpinakiem, jajkiem, żółtym serem, masłem (300)
Suma: 670 kalorii
Uspokoiłam, bo u mnie niestety dosyć duży huragan w życiu. Największy oczywiście w głowie. Bardzo gorzko teraz jest.
OdpowiedzUsuńŚwietnie Ci idzie, super bilans. Bardzo miło czyta się mi Twoje posty ;) To prawda; nic nie smakuje lepiej niż satysfakcja i gorzej niż przegrana...
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie czyta mi się Twoje wpisy :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wracając na bloggera tak rzadko, udało mi się trafić akurat na Ciebie. Uwielbiam sposób w jaki piszesz i myślę, że chyba zacznę wracać częściej.
OdpowiedzUsuńTen smak porażki jest najgorszy...i to o czym pisałam we wczorajszym poście o pokusie..mózg całkowicie wtedy odmawia posłuszeństwa, rzucam się na jedzenie jakbym nigdy wczesniej nie miała go w ustach..jakbym nie znała tych smaków. Ale koniec z tym, czas leci do lata zostało już tak nie wiele. Tym razem się uda doprowadzić wszystko do końca!
OdpowiedzUsuńPowodzenia!