Wczoraj napisałam, że powiem trochę o moich postanowieniach dietetycznych a więc... Na razie skupię się na tym co mam przetestowane i wiem, że działa, czyli:
- z produktów do ograniczenia: (domyślnie wykluczenia) cukier i chleb
- jeść jeden, dwa posiłki dziennie
- liczyć kalorie i nie przekraczać 1000
- jeść do 18
- pić duuużo wody
- pomiary i ważenie w niedziele (widoczne w zakładce kalorie/wymiary/waga)
To tyle. Tylko i aż. Nie wiem czy też tak macie ale ja funkcjonuję na dwóch trybach. Albo totalnie olewam dietę albo jestem na fali - trafia mnie złoty strzał motywacji i nieważne jak dużo obostrzeń sobie nałożę - dam radę. Czuję, że właśnie zaczyna się moja dobra passa. Na regularne ćwiczenie jeszcze przyjdzie czas, na razie muszę zrzucić pierwsze 2-3 kilo, później gdy waga się zatrzyma odpalę treningi. Plan zaakceptowany, wykonać!
Bilans:
6.30 kromka razowca z twarogiem, miodem i powidłami truskawkowymi (200)
16.00 żurek z jajkiem (200)
+ 2 czarne kawy
Suma: 400 kalorii
Uważam, że strzały motywacyjne to coś jak porwania emocjonalne - jesteś na fali, ale co z tego? Na ile taki strzał wystarczy? I serio chcemy oddawać kontrolę takim strzałom licząc na to, że nie miną (zawsze mijają)? Ja wolę stałe długodystansowe podejście i działanie bez motywacji. Dzięki temu wielu rzeczy mi się okrutnie nie chce, ale wiem, że mają być zrobione - dieta ma być, trening ma być - nie komplikuję swoją "chęcią lub niechęcią" bo to nie ma nic do rzeczy. Polecam spróbować takiego podejścia. Trzymaj się i powodzenia!
OdpowiedzUsuń