niedziela, 9 sierpnia 2020

Rozdział 55 - Błędy przeszłości kontra nawyki dla lepszej przyszłości

Dziś niedziela - czyli oficjalne ważenie. 61,3 dokładnie tyle co tydzień temu. Biorąc pod uwagę, że wczoraj dostałam okres i jestem strasznie spuchnięta, nie jest najgorzej. Za wczorajszy i dzisiejszy dzień nie zamieszczam bilansu, nie zawaliłam ale dużo podjadałam i po prostu nie chce mi się tego wszystkiego zliczać. Co do wymiarów w sumie stoją w miejscu. Never mind. 
Powoli oswajam się z myślą o odbudowaniu mojego zrujnowanego metabolizmu. Ponoć przywrócenie go do sprawność sprzed głodówek jest nie możliwe. Takie tam niewinne konsekwencje na całe życie, w stylu tych gwiazdek pisanych na umowach małym druczkiem. Wiecie kiedy zaczęła się moja podróż w jedną stronę? Mając 9 lat byłam przez dwa miesiące na diecie 1000 kalorii - z zalecenia lekarza rodzinnego. To nie żart. Później w wieku kilkunastu lat wkręciłam się w głodówki trwające nawet do 10 dni. I tak konsekwentnie każdego roku przynajmniej dwa razy sobie głoduję a w pozostałym czasie jem około 1000 kalorii z przerwami na napady. No więc moje spalanie przypomina raczej ledwo tlący się knot niż ognisko. Brawo ja! Podejrzewam, że gdyby nastała globalna klęska głodu umarłabym jako ostatnia (czyli są jednak jakieś plusy). 
W kwestii odbudowania metabolizmu ważne jest częste jedzenie małych posiłków - dokładna odwrotność tego jak jem zazwyczaj. Kalorycznie nie zjadam dużo ale objętościowo już tak. Po obiedzie zawsze czuję się koszmarnie. Myślę, że pierwszym dobrym krokiem ku zmianie na lepsze byłoby popracowanie nad ilością posiłków i porcji. 
Cel na ten tydzień: jeść chociaż trzy - cztery posiłki dziennie. Mogę jeść wszystko na co mam ochotę, ale nakładam to na talerz, nie ma dokładek i podjadania. 
Życzę powodzenie sobie i wam, niech w tym tygodniu każda z nas osiągnie jakiś sukces. 😚🙏

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz