piątek, 7 sierpnia 2020

Rozdział 54 - W którym miejscu złamać krąg?

Zasady, reguły, postanowienia, zakazy, ograniczenia... Stop. W tym poście miałam zjechać siebie od góry na dół, bo moja dieta warzywno/owocowa poszła się paść, do tego jadłam wieczorami, jadłam chleb, jadłam objętościowo za dużo. Miałam się tu publicznie zbesztać - ale tego nie zrobię. Jutro powinnam dostać okres i mam taką ochotę na słodkie, że prawie wbijam zęby w ścianę. A jednak się powstrzymałam i poprzestałam na chlebie z miodem/ dżemem. Wiecie co? W myśl mojej nowej zasady: troska zamiast nienawiści postanowiłam być wobec siebie wyrozumiała. Chcę mieć zasady żywieniowe, chcę stawiać sobie różne wyzwania i tak dalej, ale to wszystko nie może być bezwzględne i zero jedynkowe. Chyba grunt to słuchać swojego organizmu (oczywiście bez przesady, mój np cały czas dopomina się lodów😉). W każdym razie chcę powiedzieć, że próbuję sobie TROCHĘ odpuścić. Prawie całe życie albo głoduję albo się obżeram. Strasznie chciałabym się wyrwać z tego przeklętego kręgu. Za każdym razem sobie obiecuję, że to się stanie gdy osiągnę (na głodowych bilansach) wagę około 55 kilo, że wtedy zacznę powoli jeść coraz więcej a jednocześnie będę dużo ćwiczyć żeby rozruszać metabolizm... Szczerze? To byłoby idealne gdyby nie fakt, że jest niemożliwe. To czysta biologia. Kiedy wygłodzony organizm poczuje jedzenie to tak jak drapieżnik, który posmakował krwi, włącza się instynkt - dosłownie. Przynajmniej u mnie to coś nie do opanowania. W skrócie: dobrze jak jest dobrze ale w końcu siła woli spada i cały wysiłek idzie na marne. Wiem, że świetnie to znacie. Mądry człowiek powinien uczyć się na błędach, a ja wciąż popełniam te same. W kółko i w kółko, idę na pamięć, znanym, wydeptanym szlakiem. Czuje się trochę bezradna bo gdy tylko zaczynam jeść odrobinę więcej - tyję. Nawet jeśli mieszczę się w granicach 1000 kalorii. To chore. Waga spada tylko wtedy gdy się głodzę. Całe życie walka. Tylko skąd brać siły na poskromienie natury i podstawowych życiowych potrzeb? Nie mam pomysłu jak to wszystko rozwiązać. Czuję się okropnie we własnym ciele, wiem że to nie jest to, na co mnie stać. Ale czasem nie mam już sił żeby stale wszystkiego sobie odmawiać. Nie wiem co zrobię jutro. Wiem tylko, że nie mogę zawalić i pójść w spożywcze tango. Nie chciałam żeby notka wyszła smutno, co zrobić nieraz myśli zrywają się z łańcucha i słowa płyną same. Cóż.. jutro wstanie nowy dzień, wolny od błędów. I znowu obudzę się z nadzieją, że może dziś wszystko magicznie się ułoży. . .
 
Bilans 05.08:
6.00 kotleciki z cukinii (250 kcal)
16.00 zapiekanka z cukinii (250 kcal)
20:00 kotleciki z cukinii, pomidorki koktajlowe (250 kcal)
+ 2x czarna kawa, zioła, 1,5l wody
Suma: 750 kalorii

Bilans 06.08:
6.00 zapiekanka z cukinii (250 kcal)
16.00 zapiekany kabaczek z ryżem, buraczki, ogórek kiszony (250)
18.30 2 kromki chleba, masło, dżem (300)
+ 2 czarne kawy, 1 biała (50 kcal), 1,5l wody
Suma: 850 kalorii

Bilans 07.08:
6.00 dwie kromki chleba o niskim IG + masło, miód, maliny (400)
16.00 zupa z cukinii, ogórek kiszony (100)
20.00 wafle ryżowe (250 kcal)
+ 2 czarne kawy, 1 biała (50), 1,5l wody
Suma: 800 kalorii

4 komentarze:

  1. Coś w tym jest. Mnie się udało najdłużej utrzymać niską wagę (mówiąc niską mam na myśli BMI 17) około 3 lata. Nie potrafię się już tak głodzić jak wtedy. Ale wciąż próbuję. Do it or die trying :P to chyba moja maksyma..

    OdpowiedzUsuń
  2. Odchudzanie to takie błędne koło, niby nie wyobrażam sobie życia bez ED, a z drugiej strony zazdroszczę normalnym osobą, które potrafią zjeść kawałek czekolady zamiast całej tabliczki, albo tym, które nigdy nie doświadczyły napadów. Czy to napadów głodu, czy obżarstwa.
    Bardzo mi się podoba zdjęcie, które dodałaś, ma w sobie coś takiego fajnego :) To drugie zresztą też :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo dobrze że nie chcesz być bezwzględna dla siebie. Ja też próbuję się od tego uwolnić,nie mam dobrego sposobu bo u mnie też bywa różnie ale na pewno TRZEBA WALCZYĆ i próbować :) Trzymam za Ciebie kciuki!

    OdpowiedzUsuń
  4. Nic się samo nie zrobi. Uważam że gdy wypracujesz nawyki zgodne z Twoim organizmem to głowa również da Ci spokój. Instynktu nie zatrzymasz - najwyraźniej to co robisz wzmaga wybitny bunt ciała. Musisz się pogodzić z tym że wszystko jest podyktowane biologią.

    OdpowiedzUsuń