niedziela, 20 września 2020

Rozdział 62 - Znikam

Witam moje drogie. Kolejny tydzień wyśrubowany na maxa. Więcej dać z siebie nie mogłam i efekty wręcz mnie przerosły. Ponownie spektakularny spadek wagi - 2,2 kg w tydzień (nie wiedziałam, że tak można - zaznaczam, nie jest to woda ani treść jelit). Na wadze wreszcie okrągłe 55. Chyba nieźle? Pierwszy poważny cel zaliczony. Centymetry lecą, wszędzie po jednym w dół. Znikam. Zdaje się, że wkręciłam się na amen. Jedzenie już dla mnie nie istnieje. Jem praktycznie raz dziennie posiłek wielkości pięści, codziennie mam jakąś aktywność fizyczną. Nie mam w co się ubierać. Ostatnio do pracy założyłam kieckę w rozmiarze 36, kupiłam ją dwa lata temu na promocji w roli motywatora i nigdy nie miałam jej na sobie bo zawsze była zbyt obcisła i odznaczał mi się w niej brzuch. Teraz na mnie wisi. Muszę mówić jaką ekstazę to we mnie wyzwala? Jestem jednak trochę głupiutka bo zamiast nosić ciuchy oversize i nie budzić podejrzeń z zadowoleniem paraduję w dopasowanych rzeczach a moim rodzicom włączyły się syreny alarmowe. Mama nie może na mnie patrzeć, nawet gdy rozmawiamy na neutralny temat (ostatecznie i tak każda rozmowa kończy się kłótnią o jedzenie) cały czas obcina mnie od góry do dołu ze wzrokiem mówiącym "zaraz padniesz". Usłyszałam od niej nawet zdanie: "ty wiesz, że anoreksja jest śmiertelna?", chyba naprawdę moje ED się pogłębiają bo w chwili gdy to powiedziała, nie mogłam powstrzymać szerokiego uśmiechu zadowolenia. Z kolei tata kazał mi się komisyjnie zwarzyć bo nie wierzył, że mam więcej niż 50 kilo... No, także wesoło... Zapewne znacie to wszystko z autopsji: ty jesteś szczęśliwa, dumna z siebie i poruszasz się 20 cm nad ziemią a twoje otoczenie eufemistycznie mówiąc psuje całą zabawę. 
Nie wiem czy interesuje was moja przygoda z końmi, ale mnie to totalnie porwało więc muszę tu wtrącić kilka zdań w tym temacie. Jest niesamowicie, wgłębiam się coraz bardziej w życie stadniny, z właścicielem koni jestem już wręcz na przyjacielskiej stopie, spotykam sporo świetnych osób, mam coraz bardziej odpowiedzialne i trudne zadania, no - jest cudnie. Myślę, że właśnie jeździectwo daje mi teraz największego kopa i motywację na zupełnie nowym poziomie. Mam mnóstwo pasji i rzeczy które mnie ciekawią i sprawiają satysfakcję ale teraz naprawdę znalazłam to coś, co pochłania mnie bez reszty. Fantastyczne uczucie. Wiesz, że jesteś tu gdzie powinnaś, robisz to co kochasz i choć czasem jest ciężko, umysł jest dosłownie zresetowany. Osiągam odprężenie zbliżone do nirwany. Stan idealny. Życzę tego każdemu. Teraz uciekam, oczywiście jadę do moich skarbów czyli czeka mnie kolejny przesympatyczny dzień. Trzymajcie się dzielnie kobietki, chciałabym wysłać wam trochę mojej radości, mam najszczerszą nadzieję, że u was też wszystko się poukłada. Buziaki! 

4 komentarze:

  1. Super, że osiągasz swoje cele. Gratuluję. Trzymaj się!

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham konie, to też jest moja pasja ! :) Jak czytałam twojego posta to aż uśmiech mi się pojawił na twarzy. Chcę czytać więcej tak radosnych postów ♥️

    OdpowiedzUsuń
  3. ,,Jestem jednak trochę głupiutka bo zamiast nosić ciuchy oversize i nie budzić podejrzeń z zadowoleniem paraduję w dopasowanych rzeczach a moim rodzicom włączyły się syreny alarmowe."

    Ojejku, to też totalnie ja...
    Trzymaj się, kochanie i dbaj o siebie, proszę. Jedz trochę więcej, to za malutko. Boję się o ciebie, że możesz dostać jojo albo czegoś takiego od zbyt niskich kcal :CC

    OdpowiedzUsuń
  4. Chętnie poczytam o Twojej przygodzie z końmi - może kiedyś jakaś notka temu poświęcona? Taka ze zdjęciami :) :) Jako duchowa koniara zazdroszczę Ci tej możliwości pracy w stadninie.

    OdpowiedzUsuń