Hej maleństwa! Mam wam tak wiele do powiedzenia, że nie wiem od czego zacząć. Tyle myśli kłębi mi się w głowie... Spróbuję to jakoś okiełznać. A więc... tak jak tydzień temu nie byłam z siebie zadowolona pod względem trzymania diety tak teraz nie mam sobie absolutnie nic do zarzucenia. Mam na to twarde dowody bo waga pokazała dziś 57,2! (-1,3 kg w tydzień i to przy okresie!) Wiecie ile to dla mnie znaczy? W marcu ważyłam dokładnie 10 kilo więcej - 67,2 - mój rekord. No więc pozbyłam się tych cholernych dziesięciu kilo i jestem po prostu szczęśliwa. Wreszcie czuję się naprawdę dobrze w swojej skórze. Gdy sobie przypomnę jak było te pół roku temu, jestem sobie wdzięczna, że spięłam tyłek i się ogarnęłam. Pięknie poleciały centymetry w obwodach, jeśli jesteście ciekawe wyników zapraszam do zakładki aktualne wymiary i waga. Boże, pojawiła się nawet przerwa między udami.. 😍 Mama oczywiście dostaje wścieklizny, wszędzie w domu porozstawiała talerze z orzeszkami, czekoladą i ciastkami bo wie że mam do tego słabość. Zapewne myśli, że za kilka dni umrę jej z głodu. A ja znowu funkcjonuję jak na haju, uwielbiam to uczucie gdy kładę się spać i czuję w brzuchu absolutną pustkę, gdy się budzę, przejeżdżam palcami po żebrach i wiem że byłam grzeczna, że znowu trochę mnie ubyło. Nagle byt staje się znośny... A to jeszcze nie koniec. Pierwszy cel to 55 później 50. Przy 55 kupię sobie nowe spodnie bo powoli nie mam w czym chodzić - jakie to miłe.
Ostatnio dużo słyszę o tym, że młodość ma się jedną i trzeba korzystać z niej na maksa bo czas zapieprza tak, że nim się obejrzymy a będzie emerytura i coś w tym jest. Rok za rokiem leci w szaleńczym tempie. Dlatego nie chcę żeby w najlepszym okresie mojego życia ograniczał mnie wygląd. Chcę być "petardą" bo mogę. Każdy może. Wystarczy zacisnąć zęby i przestać szukać wymówek. Przestać sobie pobłażać i tkwić w wiecznym jutrze.
Co poza dietą? Przede wszystkim dalej konie. Absolutnie zauroczyłam się tym sportem. Chyba mam predyspozycję bo robię szybkie postępy. Weszłam nawet w pewną współpracę z facetem który prowadzi stadninę i wczoraj awansowałam na instruktorkę. 😂 Sytuacja jest taka, że po miesiącu nauki sama uczę dzieciaki. Gdyby ktoś mi to powiedział dwa miesiące temu zrywałabym boki ze śmiechu. Życie piesze czasem niebywałe scenariusze.. Ja też mam ochotę pisać i pisać, ale wydaje mi się, że ta ilość endorfin może być ciężka do zniesienia więc uciekam i jak zawsze mocno trzymam za was kciuki, obyśmy wszystkie osiągnęły swoje cele :* Bajo
niedziela, 13 września 2020
Rozdział 61 - Jest dobrze a będzie jeszcze lepiej!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Pierwsza fotka przepiękna. Jestem z Ciebie mega dumna! Trzymaj tak dalej i motywuj!
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz jaką jesteś dla mnie motywacją i jak wiele dałaś mi do myślenia. Jakoś w kwietniu odeszłam z bloga ważąc 60,2 kg i teraz wracając ważę pewnie jakoś tyle ile wynosi twój rekord. Gdybym nie dała ciała to może bym cieszyła się takim sukcesem jak ty teraz. Dzięki tobie chce mi się tutaj być ! <3 Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJa co do jazdy konnej mam love hate stosunek. Tak samo mam z zoo. Ale to kwestia czasu idelologiczna, o czym nie warto dyskutować.
OdpowiedzUsuńSuper, że znalazłaś sport który Ci odpowiada i sprawia przyjemność. O to właśnie chodzi.
Gratuluję sukcesu. Trzymaj się!
Mi taka ilośc endorfin bardzo pasuje i oby więcej takich wpisów! Gratuluje sukcesów :)
OdpowiedzUsuńGratulacje efektów! Masz rację z tym, że życie jest jedno i trzeba korzystać.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki żeby nie zabrakło Ci sił i chęci do rozwijania pasji w jeździectwie - ja sama sobie powtarzam, że w końcu pójdę "na konie"; jeszcze nie doszło do tego "w końcu", ale może kiedyś - kto wie :)