niedziela, 27 września 2020
Rozdział 63 - Wykreowałam Wymarzone Życie
niedziela, 20 września 2020
Rozdział 62 - Znikam
Witam moje drogie. Kolejny tydzień wyśrubowany na maxa. Więcej dać z siebie nie mogłam i efekty wręcz mnie przerosły. Ponownie spektakularny spadek wagi - 2,2 kg w tydzień (nie wiedziałam, że tak można - zaznaczam, nie jest to woda ani treść jelit). Na wadze wreszcie okrągłe 55. Chyba nieźle? Pierwszy poważny cel zaliczony. Centymetry lecą, wszędzie po jednym w dół. Znikam. Zdaje się, że wkręciłam się na amen. Jedzenie już dla mnie nie istnieje. Jem praktycznie raz dziennie posiłek wielkości pięści, codziennie mam jakąś aktywność fizyczną. Nie mam w co się ubierać. Ostatnio do pracy założyłam kieckę w rozmiarze 36, kupiłam ją dwa lata temu na promocji w roli motywatora i nigdy nie miałam jej na sobie bo zawsze była zbyt obcisła i odznaczał mi się w niej brzuch. Teraz na mnie wisi. Muszę mówić jaką ekstazę to we mnie wyzwala? Jestem jednak trochę głupiutka bo zamiast nosić ciuchy oversize i nie budzić podejrzeń z zadowoleniem paraduję w dopasowanych rzeczach a moim rodzicom włączyły się syreny alarmowe. Mama nie może na mnie patrzeć, nawet gdy rozmawiamy na neutralny temat (ostatecznie i tak każda rozmowa kończy się kłótnią o jedzenie) cały czas obcina mnie od góry do dołu ze wzrokiem mówiącym "zaraz padniesz". Usłyszałam od niej nawet zdanie: "ty wiesz, że anoreksja jest śmiertelna?", chyba naprawdę moje ED się pogłębiają bo w chwili gdy to powiedziała, nie mogłam powstrzymać szerokiego uśmiechu zadowolenia. Z kolei tata kazał mi się komisyjnie zwarzyć bo nie wierzył, że mam więcej niż 50 kilo... No, także wesoło... Zapewne znacie to wszystko z autopsji: ty jesteś szczęśliwa, dumna z siebie i poruszasz się 20 cm nad ziemią a twoje otoczenie eufemistycznie mówiąc psuje całą zabawę.
Nie wiem czy interesuje was moja przygoda z końmi, ale mnie to totalnie porwało więc muszę tu wtrącić kilka zdań w tym temacie. Jest niesamowicie, wgłębiam się coraz bardziej w życie stadniny, z właścicielem koni jestem już wręcz na przyjacielskiej stopie, spotykam sporo świetnych osób, mam coraz bardziej odpowiedzialne i trudne zadania, no - jest cudnie. Myślę, że właśnie jeździectwo daje mi teraz największego kopa i motywację na zupełnie nowym poziomie. Mam mnóstwo pasji i rzeczy które mnie ciekawią i sprawiają satysfakcję ale teraz naprawdę znalazłam to coś, co pochłania mnie bez reszty. Fantastyczne uczucie. Wiesz, że jesteś tu gdzie powinnaś, robisz to co kochasz i choć czasem jest ciężko, umysł jest dosłownie zresetowany. Osiągam odprężenie zbliżone do nirwany. Stan idealny. Życzę tego każdemu. Teraz uciekam, oczywiście jadę do moich skarbów czyli czeka mnie kolejny przesympatyczny dzień. Trzymajcie się dzielnie kobietki, chciałabym wysłać wam trochę mojej radości, mam najszczerszą nadzieję, że u was też wszystko się poukłada. Buziaki!
niedziela, 13 września 2020
Rozdział 61 - Jest dobrze a będzie jeszcze lepiej!
Hej maleństwa! Mam wam tak wiele do powiedzenia, że nie wiem od czego zacząć. Tyle myśli kłębi mi się w głowie... Spróbuję to jakoś okiełznać. A więc... tak jak tydzień temu nie byłam z siebie zadowolona pod względem trzymania diety tak teraz nie mam sobie absolutnie nic do zarzucenia. Mam na to twarde dowody bo waga pokazała dziś 57,2! (-1,3 kg w tydzień i to przy okresie!) Wiecie ile to dla mnie znaczy? W marcu ważyłam dokładnie 10 kilo więcej - 67,2 - mój rekord. No więc pozbyłam się tych cholernych dziesięciu kilo i jestem po prostu szczęśliwa. Wreszcie czuję się naprawdę dobrze w swojej skórze. Gdy sobie przypomnę jak było te pół roku temu, jestem sobie wdzięczna, że spięłam tyłek i się ogarnęłam. Pięknie poleciały centymetry w obwodach, jeśli jesteście ciekawe wyników zapraszam do zakładki aktualne wymiary i waga. Boże, pojawiła się nawet przerwa między udami.. 😍 Mama oczywiście dostaje wścieklizny, wszędzie w domu porozstawiała talerze z orzeszkami, czekoladą i ciastkami bo wie że mam do tego słabość. Zapewne myśli, że za kilka dni umrę jej z głodu. A ja znowu funkcjonuję jak na haju, uwielbiam to uczucie gdy kładę się spać i czuję w brzuchu absolutną pustkę, gdy się budzę, przejeżdżam palcami po żebrach i wiem że byłam grzeczna, że znowu trochę mnie ubyło. Nagle byt staje się znośny... A to jeszcze nie koniec. Pierwszy cel to 55 później 50. Przy 55 kupię sobie nowe spodnie bo powoli nie mam w czym chodzić - jakie to miłe.
Ostatnio dużo słyszę o tym, że młodość ma się jedną i trzeba korzystać z niej na maksa bo czas zapieprza tak, że nim się obejrzymy a będzie emerytura i coś w tym jest. Rok za rokiem leci w szaleńczym tempie. Dlatego nie chcę żeby w najlepszym okresie mojego życia ograniczał mnie wygląd. Chcę być "petardą" bo mogę. Każdy może. Wystarczy zacisnąć zęby i przestać szukać wymówek. Przestać sobie pobłażać i tkwić w wiecznym jutrze.
Co poza dietą? Przede wszystkim dalej konie. Absolutnie zauroczyłam się tym sportem. Chyba mam predyspozycję bo robię szybkie postępy. Weszłam nawet w pewną współpracę z facetem który prowadzi stadninę i wczoraj awansowałam na instruktorkę. 😂 Sytuacja jest taka, że po miesiącu nauki sama uczę dzieciaki. Gdyby ktoś mi to powiedział dwa miesiące temu zrywałabym boki ze śmiechu. Życie piesze czasem niebywałe scenariusze.. Ja też mam ochotę pisać i pisać, ale wydaje mi się, że ta ilość endorfin może być ciężka do zniesienia więc uciekam i jak zawsze mocno trzymam za was kciuki, obyśmy wszystkie osiągnęły swoje cele :* Bajo